
Wielu zna Chiny. Niewielu je rozumie. Jest wiele osób niezwykle oczytanych, zdolnych cytować Konfucjusza w oryginale. Ale wiedza książkowa, choć cenna, kończy się tam, gdzie zaczyna się życie: w spojrzeniu, w milczeniu, w sposobie, w jaki ktoś odstawia na stół filiżankę z herbatą.
Z drugiej strony są handlowcy i przedsiębiorcy, którzy „znają” Chiny od strony targów, umów, zamówień, wizyt i wizytówek, ale często to znajomość bardzo powierzchowna – błyskotliwa, lecz płaska. Tak, jakby ktoś umiał rozpoznać rzekę po kolorze wody, ale nigdy nie poczuł jej nurtu.
Są też młodzi zapaleńcy — często w osobistych relacjach z Chińczykami, zafascynowani, otwarci, ale jeszcze bez wglądu, który przychodzi dopiero z czasem: gdy znika zachwyt, a pozostaje umiejętność prawdziwego słuchania.
Rozumienie Chin to nie intelektualna kompetencja — to stan bycia. To cierpliwość w oczach starego przyjaciela, który łagodnie zachęca Cię, żebyś wstał, otrzepał spodnie z piasku i szedł dalej, to miękkość i nieuchwytność relacji, to ten moment, gdy nagle się orientujesz, że nie trzeba nic tłumaczyć, bo – nie wiadomo jak i kiedy – wszystko już zostało powiedziane.
Być może to kwestia charakteru. Być może to coś, co zrodziło się we mnie jeszcze wtedy, prawie trzy dekady temu w Guangzhou, gdy patrzyłem na kolegów oglądających Chiny zza szyb, podczas gdy ja chciałem w nich zanurkować — zobaczyć świat ich oczami. Nie przez soczewkę „człowieka Zachodu w podróży”, tylko przez ciszę, która nie potrzebuje potwierdzenia.
Prawdziwe zrozumienie nie polega na „wiedzeniu” — lecz na współbyciu. Nie jest to stan logicznego poznania, ale raczej rezonansu: nie walczy się z siłą przeciwnika, lecz wchodzi w jej rytm, by płynąć razem z ruchem. Tak samo w kulturze: dopiero gdy przestajesz się opierać, gdy nie próbujesz „pojąć” — zaczynasz rozumieć.
Ten rodzaj rozumienia nie rodzi się z książek, lecz z chwil milczenia, z obserwacji gestu, z posmakowania herbaty, z powolności spaceru ulicą, z rozmów, które niczego nie „wyjaśniają”, a jednak otwierają coś w człowieku. To rozumienie wcielone, a nie intelektualne — rodzaj wspólnego oddechu z rzeczywistością, a nie jej analizy.
Dlatego, gdy mówię dziś o Chinach, coraz rzadziej używam słowa „znam”. Raczej: „jestem w ruchu razem z nimi”. Nie po to, by tłumaczyć, ale by pozwalać światu mówić własnym głosem.
I może właśnie w tym tkwi przyszłość komunikacji między Wschodem a Zachodem: nie w Przekonywaniu, ale w Słuchaniu. Nie w Rywalizacji, ale w Współbrzmieniu. Nie w Poznaniu – lecz w Obecności.
#ChinaPolandRelations #InterculturalDialogue #CulturalIntelligence #UnderstandingChina #CrossCulturalCommunication #ASEAN #Nanning #ChinaASEAN #SoftPower #TrustBuilding #GlobalMindset #LeadershipAcrossCultures #BusinessWithChina #ListeningToTheEast #BridgingWorlds #CulturalEmpathy #PolandChinaCooperation #MutualUnderstanding #EastMeetsWest #HarmonyInDiversity