Powrót

Wyróżnione

Dobrze pamiętam tamten chłodny poranek na przełomie sierpnia i września, kiedy po raz pierwszy lecieć miałem do Chin. Byłem pełen nadziei, podekscytowany podróżą na daleki, obcy kontynent. Choć miałem już za sobą długie samotne wędrówki autostopem, spanie pod mostami i w namiocie rozbitym na skwerach miejskich, trawnikach przy stacjach benzynowych, na bezleśnych wzgórzach nieopodal Nordkappu, w szopach na łodzie rybackie, wiejskich stodołach, schroniskach młodzieżowych i domach gościnnych ludzi, których spotkałem po drodze, choć wszystko to było wspaniałą przygodą, nigdy dotąd nie opuściłem granic Europy. Teraz miałem wyjść poza znany sobie Świat.

Kiedy po ponad dziesięciu latach od powrotu do Polski, w październiku zeszłego roku, wysiadłem na lotnisku w Hongkongu, parne i wciąż jeszcze gorące powietrze miało ten sam osobliwy zapach, co przed laty, kiedy wysiadłem z pociągu na stacji Guangzhou. Niezwykła mieszanina woni kwiatów i pleśni, stęchlizny i egzotycznych przypraw, morskiego szlamu i dymu kadzideł, butwiejących glonów i smażonego tłuszczu. Stare, brodate drzewa banianowe nadal rosły wzdłuż ulic, a nadejście jesieni zwiastowało pojawienie się tych samych wielkich, różowych kwiatów, które Ci roku o tej porze rozkwitały nieopodal mojego akademika na Uniwersytecie im. Sun Yatsena w Guangzhou. Wiele miejsc robiło wrażenie, jakby nic się tu nie zmieniło od piętnastu lat.
Oczywiście, w wielu miejscach wyburzono starą zabudowę i powstało wiele nowych budynków, jednak dawna atmosfera pozostała.