Powrót do Nanning

Znów dzień rozpoczął się znakomitym mifen, makaronem ryżowym, a zakończył piwem na Zhongshanlu. Jak dobrze, że ta uliczka pełna smaków, zapachów i niezwykłej atm osfery jeszcze istnieje. Niestety, jej dni są policzone. Nieopodal powstaje potężny wykop pod budowę. Ma to być to być nowe centrum gastronomiczne, które kontynuować będzie tradycję tej niezwykłej uliczki. Niestety, w czystych, nowoczesnych wnętrzach, nie pozostanie nic z jej dawnego klimatu. 

ptr

ptr

ptr

ptroz

nfd

Szpital tradycyjnej chińskiej medycyny i China-ASEAN Expo

Następnego dnia rano, jedziemy z wizytą do jednego z miejskich szpitala, założonego w latach sześćdziesiątych przez byłego lekarza wojskowego. Przy okazji pokazowych badań i zabiegów akupinktury, masażu i stawiania baniek, jakim poddają się członkowie delegacji, dla której tłumaczę, również i ja mam badamy puls. (Obserwacja pilsu, wyglądu i zachowania tętnic po wewnętrznej stronie nadgarstka, stanowi jedną z podstawowych metod diagnozowania chorób w tradycyjnej medycynie chińskiej.) W końcu dowiaduję się, że jestem całkowicie zdrowy, tylko prawdopodobnie cierpię na chroniczny przemęczenie i łatwo się pocę. Aby temu zapobiec, powinienem unikać picia zbyt dużych ilości zimnych płynów oraz jedzenia owoców zawierających dużo wody.

Po wizycie w szpitalu, z okien minibusa oglądam ulice Nanningu w świetle gorącego dnia. Po raz kolejny nasuwa mi się skojarzenie ze Starym Guangzhou. Charakterystyczne budownictwo, zieleń licznych drzew banianowych, barwne, duże kwiaty i gęste liście, oraz motocykle, które teraz zastąpiły w całości skutery elektryczne.

.

Czuję się tak, jakbym wrócił do Guangzhou z okresu, kiedy tam studiowałem, a wielkie przemiany tego miasta dopiero się rozpoczynały.

Po obiedzie

spacer przez nowszą część miasta

i zwiedzanie China-ASEAN Expo

Konferencja Miast Partnerskich, wizyta w muzeum i na nocnym targu.

Następnego dnia jest oczywiście parno i upalnie. Powietrze aż się lepi. Cały dzień pracuję – najpierw na Forum Miast Partnerskich,

potem na konferencji w Muzeum Miasta Nanning,

by wreszcie wieczorem dotrzeć na nocny targ na Zhongshan lu…

Jest to słynne w Nanningu miejsce, znane przede wszystkim ze świetnego i różnorodność ulicznego jedzenia. Można tu spróbować ogromnej ilości najróżniejszych przysmaków: nadzianych na patyk skorpionów i skolopendr, obok mniej groźnie wyglądalących stawonogów – koników polnych, czerwi i larw jedeabnika; śmierdzącego tofu i tropikalnych owoców; ostryg, krewetek i ślimaków; potraw zaskakujących i całkiem zwyczajnych. Nad wszystkim zaś unosi się ten niezwykły zapach, mieszanina woni stechlizny i egzotycznych przypraw; i ta osobliwa atmosfera, jakiej nie mają centra handlowe, supermarkety i czyste, nowoczesne fastfoody. Tajemniczą, na wpół skryta w mroku nocy, ekstatyczna i przyprawiająca o zawrót głowy.

 

Nanning

Na pierwszy rzut oka, ulice Nanningu, tonące w zieleni palm i bogatych drzew banianowych, architektura i chodzący po ulicach ludzie, żywo przypominają niegdyś tak dobrze mi znany Guangzhou. Z tym, że w Nanningu więcej jeszcze zieleni.
Niestety wraz z modernizacją i postępującymi zmianami w wyglądzie i charakterze miasta, z ulic znikają stragany z jedzeniem. Przekonuję się o tym, długo błąkając się w poszukiwaniu shaokao – ulicznego grilla. Okazuje się, że w okolicy ekskluzywnego Red Forest Hotel, gdzie się zatrzymałem, trudno coś takiego znaleźć. Udaje mi się to dopiero po niemal godzinie, w jednej z bocznych uliczek. Więc jednak nie wszystkie jeszcze zniknęły. Byłaby wielka szkoda.

Tego samego wieczora byłem za to na Nanning International Folk Song Festival. Zorganizowane, jak zwykle z wielką pompą, co zaś do samej zawartości muzycznej, to już zależy od indywidualnych upodobań.

Podróż

Od początku zaczyna się z przygodami. Opóźniony o półtorej godziny, wieczorny lot do Paryża. Nie zdążam na dalszy lot. Kiedy wreszcie ląduję w Paryżu, jest już 40 minut po starcie samolotu do Guangzhou. Pozostaje mi nocleg w Paryżu i lot następnego dnia o 13:55 do Pekinu… Będę w Chinach o kilkanaście godzin później, niż powinienem.
W samolocie do Pekinu, podobnie, jak poprzednim razem, nie mogę zasnąć. Wciąż ta sama ekscytacja? Być może. Może tylko efekt hałasu silników…
Choć jest coraz później, w miarę zbliżania się do celu podróży, coraz mniejsze odczuwam zmęczenie, a coraz większą radość. Coś jednak się we mnie budzi. Być może coś więcej, niż wzruszenie, rok temu wywołane stęchłym, wilgotnym powietrzem Hongkongu – wonią przwodzącą na myśl stare dobre studenckie czasy spędzone w Guangzhou. Więcej nawet, niż chęć krzyczenia „Chiny, wróciłem!” pół roku temu w samolocie z Pekinu do Zhongshsan. Czuję się, jakbym wreszcie zaczynał budzić się z dziesięcioletniego letargu, ze śpiączki. Jakbym powracał do życia. Już za kilka godzin będę w Guangxi. Coraz bliżej Yunnanu. Coraz bliżej domu.

Tym razem do Nanning

Wygląda na to, że mój niewinny żart, który sobie pozwoliłem w lutym, okazał się przepowiednią. Siedziałem wtedy w samochodzie toczącym się w żółwim tempie zakorkowaną autostradą z Shenzhen do Zhongshan, „Miasta Światła”. Po szybach ciekły strugi deszczu, było szaro ponuro i sennie. Gdzieś w okolicach Humen zrobiło się tak nieznośnie, że starajac się nie zasnąć postanowiłem sobie z nudów po- WeChat -ować. Ktoś z moich znajomych z Dali zadał sakramentalne pytanie „To kiedy przyjedziesz do Yunnanu?” Odpowiedziałem wtedy żartem, że przez 10 lat siedziałem sobie spokojnie w Europie, po czym, jako pierwszy krok w mojej drodze powrotnej, pod koniec zeszłego roku byłem w Hongkongu. Teraz robię następny krok w kierunku zachodnim i jadę do Zhongshan. Jeśli uda mi się zachować to tempo, być może, za kilka miesięcy przy okazji następnej wizyty w Chinach, zrobię kolejny krok na północny zachód, w głąb Chin, może odwiedzę Guangzhou, a potem może jeszcze dalej i dalej, i w ten sposób za kolejne 10 lat powinienem wreszcie szczęśliwie dotrzeć do Dali.

I oto okazuje się, że tym razem robię bardzo duży krok, prosto na zachód – lecę do Nanning, stolicy Prowincji Guangxi, niemal w połowie drogi pomiedzy Hongkongiem a Kunmingiem. Udało mi się więc znacznie przyspieszyć i może nie będę potrzebował kolejnych 10 lat, żeby wrócić do domu 🙂